Najbardziej odległe z moich wspomnień niosą ślady konfliktów z autorytetem. Chadzałam własnymi ścieżkami, lubiłam ciszę i miałam własny świat. Kimkolwiek, czy czymkolwiek był autorytet, nie negowałam go dla samej negacji. Chodziło o to, żeby móc samemu go wybrać, lub odrzucić, sprawdzić, zbadać na ile jest dla mnie.
Moim liderem jest moja indywidualna relacja z otoczeniem. Nazwałabym ją instynktem. Lub może nawet jest to zew.
Konie czują autentyczność, polegają na sobie wzajemnie, zapewniają sobie wzajemnie więź, opartą o czytelne komunikaty.
Odnajduję się na łąkach znakomicie. Tam, wśród Koni, wściekłość oznacza wściekłość, radość oznacza radość itp. Nie da się sfałszować emocji, zakryć czegoś pozorem. Konia nie da się nabrać na ładne słówka czy piękne struktury.
Dlatego kiedy w stadzie, ten który ma doświadczenie daje sygnał do ucieczki, znaczy że trzeba uciekać. Wiarygodność, troska, słyszenie, obecność, respekt. Patrzę z podziwem na te misterne relacje między Końmi.
Widać kto w stadzie jest liderem i za kim podążą wszyscy. W 6 słowach. Bo i po co więcej?
To lead people, walk behind them. – Lao Tzu