Konie, te dziko żyjące (lub którym zwracana jest swoboda życia zgodnie z ich końską naturą), doskonale radzą sobie z wiatrem, burzą, słońcem. Słowem, z tym co Natura niesie.
Nam, ludziom wydaje się, że musimy je chronić, cokolwiek ulepszać czy jakkolwiek zmieniać.
Robimy to samo dla nich, co dla siebie.
Ochrona przed wiatrem, burzą, słońcem, jest walką z potęgą Natury. To przeważnie siłowe, oparte chyba na najbardziej wyrafinowanej przemocy, mechanizmy obsesyjnego kontrolowania otoczenia, siebie, innych.
Nie koniecznie mowa tutaj o Naturze oddziałującej potęgą zjawisk atmosferycznych. Trudno się nie chronić przed żywiołami. Naturą jest też to, kim się rodzimy, jakie jest nasze, unikatowe „ja”. Dewastujemy je tak samo i z taką samą determinacją, jak nasze otoczenie.
Dzika Natura jest bezwzględna. Ma moc szafowania życiem. I w tym tkwi istota jednej z najcenniejszych lekcji jakie wyciągnęłam z moich sam na sam z Końmi. Gdzieś na smaganych wiatrem łąkach, upaprana błotem, przemoczona do ostatniej suchej nitki, byłam… sama i ze stadem jednocześnie. A potęga Natury, mojej, koni, wiatru, burz, słońca, robiła swoje.
14 Lipca 2018r. Jak co roku obchodzę je jako Polka, w której na całe szczęście swoje ślady pozostawiły przepiękne dzieciństwo w Algierii i studia we Francji.
W tym roku często wieje wonny wiatr. Niesie zapachy, algierskie, francuskie. Te które kocham. 14 Lipca tego roku, czułam wyraziste Liberté–Égalité–Fraternité. Może dlatego, że jestem coraz bliżej :).