. Moja Francja .

To dziecięca gra w “un, deux, trois – soleil”, na podwórku szkolnym, w czasie przerwy lekcyjnej w Jijel, rozchodzone, wygodne baleriny w kolorze głębokiego granatu, petit déjeuner składające się z cudownie chrupkiej i aromatycznej bagietki z konfiturami – pomarańczową czy morelową – szklącymi się złotawymi blaskami w słoiku, a stworzonymi po to właśnie, żeby od rana dokarmić człowieka ciepłym smakiem i barwą. Oraz, zapewne pełna gama trudnych do opisania drobiazgów. Może to także możliwość całkowitego zniknięcia w Paryżu, oferującym bezpieczne objęcia anonimowości, z jednoczesnym towarzyszeniem prostej życzliwości ludzi wokół? A może luz, bezpretensjonalny tak bardzo, że stał się klasą sam w sobie. Szyk francuski, to zwykła lejba do wytartych spodni jeansowych, tak samo jak garsonka od Chanel czy kostium od Diora. Może to chłód i dystans, które wbrew pozorom pomagają opanować emocje, gdy te niebezpiecznie ocierają się o uśpione cielska codziennie szalejących demonów? Albo zupełnie odwrotnie, zwyczajne “bonjour” przy wejściu do autobusu, piekarni, kawiarni? Może to te właśnie drobiazgi? Lub, całkiem być może, to szumiące na wietrze, zupełnie wyjątkowo, sosny, eteryczne, rozgrzane gorącym powietrzem południa, uwalniające żywiczny zapach w uliczki Tuluzy, Marsylii. Wspomnienie gajów pomarańczowych czy granatowców z Maghreb’u, gdzie przecież 6 lat żyłam, nie do końca świadoma, że muska mnie coś więcej niż tylko zapachy teraźniejszości. Niechcący dotykałam romantycznych pozostałości po wielkich zawieruchach kolonialnych i postkolonialnych, rzymskie ruiny czy regionalne, etniczne czasem ledwo wyczuwalne granice. Może to właśnie, lub całkiem co innego jeszcze, sprawia, że Francja w moim sercu, to nie monument, ani bardzo wyśrubowana elegancja. Przeciwnie. Zwyczajność.

To wspomnienia absolutnie nieskrępowanej, serdecznej życzliwości i radości. Organizacji i metodyczności, jakie dopiero z czasem nauczyłam się rozumieć jako zwyczajnie okazywanie szacunku dla czasu, umiejętności, pracy człowieka. To też duchy kolonialnej obyczajowości, splatającej światy Berberów, Tuaregów, Żydów, Arabów o zupełnie innej dynamice, kolorystyce czy intensywności. Niezwykły, nasycony, autentyczny, pełen aromatów i barw. Świat, który uczy chcieć żyć prawdziwie.

Moja Francja. Pure Plaisir. Simple Plaisir.